poniedziałek, 8 czerwca 2015

Olaplex - już wiem czy warto!


Cześć Dziewczyny!

Przepraszam, że nie pisałam dłuższy czas, ale zaczęłam nową pracę, przeprowadziłam się, w związku z czym ostatnie dwa tygodnie minęły mi niczym błyskawica ;)

Przygotowałam dla Was jednak coś specjalnego, zdecydowałam się na przetestowanie preparatu, który w salonach fryzjerskich w Polsce jest wciąż specyfikiem dość "świeżym", aczkolwiek budzącym medialną        (i nie tylko medialną ;) ciekawość - chodzi o Olaplex.

Przypomnijcie sobie metamorfozę Kim Kardashian - z burzy ciemnobrązowych włosów raptownie stała się blondynką. Tak szybka zmiana musi wiązać się z dużą ingerencją w pigment włosa, jednak pasma celebrytki, mimo wszystko, nie wydawały się przez to zniszczone.

Czym jest Olaplex? To system pielęgnacji włosów, który stosuje się podczas:
  1. Zabiegów chemicznych, osłabiających włosy. Proces np. rozjaśniania z użyciem Olaplexu może być bardziej radykalny, ponieważ preparat dodany do farby/rozjaśniacza, ma za zadanie replikować mostki dwusiarczkowe włosów (niszczone w trakcie zabiegów chemicznych).
  2.  Samodzielnie - jako regeneracja włosów już zniszczonych.
Włosy nigdy nie miały mną lekko, wciąż zmieniałam koncepcję na ich kolor i mimo tego, że od stycznia skupiałam się głównie na pielęgnacji, ich stan pozostawiał wiele do życzenia. Dodatkowo ombre, na które zdecydowałam się tuż po Nowym Roku, zaczęło być mało widoczne. Mam w planach lekkie rozjaśnienie włosów, jednak najpierw zdecydowałam się je odżywić.

Zdjęcia ilustrujące działanie preparatu. Spektakularne!



                                                       źródło: www.morganandmorgan.co.nz

                                                      
                                               źródło: andrearosehairdesign.com.au/wp/news/
                                               (piękny, chłodny odcień!)

Mój plan był taki: najpierw pielęgnacja z użyciem Olaplex, później koloryzacja - zmiana ciepłej tonacji ombre - w chłodną i lekkie rozjaśnienie (własny kolor u nasady, przez beżowy blond, do "lodowych" końców)

Weekend spędzałam akurat w Chełmie, więc rozejrzałam się za salonami fryzjerskimi, które oferują już usługę pielęgnacji Olaplex-em. Znalazłam dwa, zdecydowałam się na "Salonik Iwony R".

(zdjęcia robione o tej samej godzinie, w słoneczne dni, dobę przed i dobę po zabiegu)

Przed:




 Po:
  

Końcówki nadal są cieniutkie, jednak włosy są o wiele bardziej lśniące, gładkie, miękkie. Różnica jest zdecydowanie widoczna i odczuwalna w dotyku :) 

W najbliższą sobotę idę już na koloryzację i, jeśli wierzyć opinii innych, włoski powinny jeszcze bardziej się wzmocnić.
Na pewno uwiecznię rezultaty, więc zapraszam niebawem :)))

wtorek, 28 kwietnia 2015

- 49% - kosmetyczne zakupy w Rossmannie

Cześć Dziewczyny!

Przed weekendem byłam w Rossmannie po jakiś drobiazg, w pierwszej chwili nie wiedziałam, co się dzieje - ludzi tak dużo, że trudno się poruszać. Wszystko stało się jasne, gdy się zorientowałam, że znowu jest spora obniżka na produkty do makijażu (podkłady, pudry, brązery, róże, korektory). Wspaniałomyślnie powstrzymałam swój zakupoholizm ;), jednak wczoraj pokusa okazała się nie do odparcia.

Ponoć najlepsze zakupy, to spontaniczne zakupy - korzystając z tego, że byłam akurat w pobliżu Rossmanna z dużym asortymentem i mogłam obejrzeć ciekawe, mniej dostępne kosmetyki - nie mogłam sobie odmówić ;)

Oto efekty:


Zdecydowałam się na:
podkłady Bell HypoAllergenic, bo słyszałam, że bardzo ładnie prezentują się na twarzy, przy tym nie szkodzą problematycznej, wrażliwej skórze. Poza tym nie są drogie nawet w cenie regularnej (około 25 zł.), zaś po obniżce o 49% ich przystępna cena skutecznie zachęciła do zakupu. Zdecydowałam się na dwa odcienie 02 i 03 (na lato);

puder brązujący z tej samej linii (HypoAllergenic) w odcieniu 02 - poleciła mi go koleżanka, świetnie, jej zdaniem, nadaje się do modelowania owalu twarzy. Sama zaś zdążyłam się zorientować, że jest dość mocno napigmentowany i ma ładny odcień bez grama pomarańczy - kakaowy, niezbyt ciemny brąz, którego długo szukałam:

Opowiem Wam więcej o produkcie, którego działanie zdążyłam przetestować już wcześniej i który śmiało polecam nie tylko na okoliczność sesji zdjęciowych ;)


                                    Revlon PhotoReady Aibrush Effect w odcieniu 03 Shell


to dobry jakościowo podkład. Producent nie obiecuje żadnego "10 w 1", 25 h trwałości, czy innych równie spektakularnie brzmiących haseł ;) Ideą PhotoReady jest przede wszystkim wygładzenie, czyli efekt bardzo pożądany przez posiadaczki cer tłustych. Z drugiej strony... efekt rozświetlenia może wydawać się ryzykowny. Zobaczmy, co z tego wyniknie :)

Sugestie producenta:

optyczne skorygowanie rozszerzonych porów skóry - ten słynny  efekt airbrusha, rozproszenia światła, wizualnego "rozmycia" niedoskonałości - tego wszystkiego mamy prawo oczekiwać od Photoready.

Rzeczywiste efekty:

Konsystencja, odcień

podkład świetnie się rozprowadza , ma średnio-gęstą konsystencję, która nie zastyga zbyt szybko na twarzy (ewentualne poprawki jak najbardziej możliwe),
odcień Shell "ożywia" cerę, nadaje świeżości przez lekko brzoskwiniowy pigment. Nazwa koloru może być myląca, bo często odcienie nazwane "Shell" są różowawe.









jak widać na załączonym obrazku ;) Shell w przypadku PhotoReady to kolorystyczny mix beżu, żółci i lekkiej brzoskwini. Kolor jest troszkę ciemniejszy od odcienia mojej skóry, wybierałam go raczej pod kątem sezonu letniego, jednak, mimo wszystko, potrafi się dopasować do naturalnej kolorystyki ciała.

Krycie

Wiem, że dla wielu z Was (dla mnie też) to ważna cecha podkładu. W tej kwestii raczej niewiele można zarzucić Revlonowi, zobaczcie:
                                                                                     
 jedna, cienka warstwa podkładu ładnie zamaskowała ciemny pieprzyk. Krycie jest stopniowalne, można dodać odrobinę więcej produktu, przy czym efekt jest wciąż naturalny


Rozświetlenie

Wizualne "rozproszenie", "rozmycie" niedoskonałości można osiągnąć przez odpowiednią dawkę rozświetlenia. PhotoReady ma w sobie malutkie drobinki odpowiedzialne za ten efekt. Spokojnie, nie chodzi tutaj o dyskotekowy brokat. Drobinki widoczne są tylko przy bardzo dużym zbliżeniu, w słońcu. Są tak niewielkie, że na skórze, w połączeniu z podkładem, tworzą w jasnym świetle pewien delikatnie srebrzysty poblask, na poniższym foto udało mi się go uchwycić:


Wygładzenie

Efekt, za który odpowiedzialne są, w przypadku tego konkretnego produktu, subtelne drobinki. Rzeczywiście - twarz wydaje się bardzo gładka, podkład cudownie maskuje drobne zaskórniki, skóra wizualnie jest bardzo równa. Cudownie, że nie migruje w pory.

Długotrwałość 

PhotoReady utrzymuje się w idealnym stanie około 5 h, później wymaga przypudrowania. Nie wzmaga przetłuszczania skóry, nie wygląda na niej "tłusto",  estetycznie się wtapia, zespala ze strukturą skóry.

Macie własne, promocyjne "zdobycze"? Warto korzystać z takich okazji?

Pozdrawiam Was słonecznie!

Anita.





czwartek, 23 kwietnia 2015

W kolorowym, pachnącym świecie...

Cześć Dziewczyny!

Niesamowicie się cieszę, że za oknem słoneczny, wiosenny dzień! Zapraszam więc do mojego małego świata fantazji i barw.

Perfumy to dla mnie nie tylko określona woń - z każdym zapachem wiążę pewien obraz, skojarzenie, czy choćby barwną wizję, która (według mnie) odzwierciedla węchowy bodziec.

Zapachy użyte w określonym czasie mają moc podkreślania temperamentu, współgrania z aktualnym stanem emocji, humoru. Oczywiście nieodpowiednia na określoną chwilę woń może to wszystko zaburzyć, osoby z czułym zmysłem powonienia pewnie wiedzą, o czym mówię :)

Zanim pokażę Wam moją "pachnącą kolekcję" w pełnej krasie, spójrzcie na perfumy, które są, według mnie, szczególnie piękne, które znaczą dla mnie więcej z osobistych względów. Odkryłam nawet amulet.... szczęścia i nie jest to koniczynka :) Zapachy potrafią uwodzić - zdecydowanie ;*




                                         Givenchy Ange ou demon w wersji le secret  edp

ma zdecydowanie anielską naturę.
To cudowna, lekka, wibrująca na skórze woń - czuć w niej spójne połączenie aromatu żurawiny, cytryny, zielonej herbaty w nucie głowy, białej piwonii, kwiatów wodnych i jaśminu w nucie serca oraz drzewne, zmysłowe zakończenie.
Kocham zapach zielonej herbaty  - moje ph skóry bardzo go podbija, najintensywniej czuję właśnie herbatę i przepiękne, musujące połączenie cytryny z żurawiną.
Myśląc o aniołku Givenchy przypomina mi się zapach perfumowanych karteczek w dziecięcych pamiętnikach - bardzo przyjemny.
Trwałość jest, na mojej skórze, dość dobra, wyczuwam je około 5 h, projekcja zaś raczej niewielka: to zapach dobrze wyczuwalny z bardzo bliska, intymny.

Jeśli chcecie poznać dokładną piramidę zapachową, zerknijcie tutaj:http://www.fragrantica.com/perfume/Givenchy/Ange-Ou-Demon-Le-Secret-2014--23362.html


 

                                                    Marc Jacobs Daisy Dream edt 

obala tezę, jakoby to czterolistne koniczyny przynosiły powodzenie ;) Używałam ich podczas wszystkich egzaminów związanych z prawem jazdy i... za każdym razem miałam tylko dobre zbiegi okoliczności ;)
Wersja Daisy Dream  jest niesamowicie przyjemna - delikatna, ale dość dobrze wyczuwalna, najlepiej opisują ją chyba przymiotniki: dziewczęca, niewinna.
Myśląc o tym zapachu, oczami wyobraźni widzę młodą dziewczynę, jadącą rowerem w letni dzień. To przejażdżka bardzo radosna, wokół jest zieleń, wiele drzew i kwiatów. Jest bardzo ciepło, słońce tylko co jakiś czas przedziera się zza białych chmur - te perfumy są, według mnie, dość "wietrzne". Idealnie pasuje do nich odcień nieba - pastelowy błękit.
Daisy nie ewoluuje nutami zapachowymi - jest jednostajna, choć jakże piękna!
Projekcja niewielka, trzyma się bardzo blisko skóry, jednak trwałość przyzwoita: około 5 h.

Te z Was, które są zainteresowane dokładnym spisem składników, jakie wykorzystano przy tworzeniu zapachu zapraszam tutaj: http://www.fragrantica.com/perfume/Marc-Jacobs/Daisy-Dream-25289.html


                                                            
                                                               Burberry The Beat edt

to zapach wprost idealny na wiosnę i lato - ma w sobie cytrusową świeżość i lekkość, jednocześnie zachowuje intensywność (świetną projekcję) i trwałość - około 7 h.
The Beat "pulsuje" nutami zapachowymi, woń jest żywa, energetyczna.
Czuję w nich głównie cytrusy, przełamanie herbatą jest, moim zdaniem, bardzo delikatne, chociaż niewątpliwie nadaje im pewnego bigla - ciekawej goryczki.
Ta perfumeryjna perełka kojarzy mi się z... białą wanną pełną piany. Dokładnie - to zapach mocno spienionego płynu do kąpieli z dodatkiem wyciągu z herbaty i kilku kropel mandarynki.
Równie mocnym obrazem, pasującym do zapachu, jest silny, wiosenny wiatr. Ciepły, ale pochmurny dzień, bardzo, bardzo wietrzny.
Idealnym kolorem, który opisałby klimat The Beat jest pastelowy melanż szarości z błękitem.

Dokładne nuty zapachowe znajdziecie tutaj:  http://www.fragrantica.com/perfume/Burberry/The-Beat-EDT-5946.html


                                                          
                                                         Calvin Klein Eternity edp

są zapachem bardzo świeżym. Stoją w opozycji do wszechobecnych ostatnio, perfumeryjnych "słodziaków" - Eternity są charakterne w swojej mocy i specyficznym, świdrującym                             (tak, to dobre słowo...), ziołowym aromacie.
Wyczuwam w nich przede wszystkim zapach liści z dodatkiem cytrusów, bardzo mocna w tym bukiecie jest woń konwalii i goździka.
Mówi się, że Eternity są podarunkiem, który Klein ofiarował swojej żonie, są wyrażeniem jego miłości.
Nie wydaje mi się, żeby Eternity były jednoznacznie zmysłowe, brak im pewnego ciepła, które kojarzy się z bliskością dwojga ludzi, jednak (zwłaszcza w ciepłe dni) zapewnia niesamowite odświeżenie, poczucie czystości.
Ten zapach ma jednak w sobie coś niewątpliwie pociągającego, choćby dzięki wrażeniu "świdrowania" ziołowych, przyjemnych aromatów - bardzo intensywnych.
Eternity mają rewelacyjną projekcję, jednak na mojej skórze nie są tak trwałe, jak w połączeniu z ph większości znanych mi dziewczyn - na moim nadgarstku utrzymują się około 5 h.

Piramida zapachowa Eternity: http://www.fragrantica.com/perfume/Calvin-Klein/Eternity-257.html



Po świeżych, wiosennych zapachach czas na zmianę klimatu - perfumy z gatunku zdecydowanych, słodkich, świetnych na wieczór:




                                                              
                                                             Lancome Hypnose edp

dołącza do grona moich specyficznych zapachów, takich z gatunku: nie do pomylenia z żadnym innym.
Hypnose ma bardzo intensywny początek, nawet lekko duszący, jednak warto dać mu szansę, bo z czasem łagodnieje i oszałamia wonią passiflory i wanilii, przełamanej świeżością wetiwerii.
Nie dajcie cię zwieść - obecność wanilii nie sprawia, że zapach staje się ciepły. To zdecydowanie "chłodny" typ woni, bardzo "świdrujący" składnikami,  tworzącymi ostrą kompozycję z gatunku słodko - świeżych. Genialne w swojej prostocie połączenie!
Hypnose nie ewoluuje - jest jednostajny.
Słyszałam o skojarzeniach zapachu Hypnose z wonią gumy do żucia Donald - to, moim zdaniem, trafne spostrzeżenia.:)
Ma bardzo dobrą projekcję, jednak trwałość (wiem, jestem w mniejszości ;( ) na mojej skórze nie jest tak wspaniała, jak sugerowałby to mocny początek - zaledwie 4, 5 h.

Więcej o Hypnose: http://www.fragrantica.com/perfume/Lancome/Hypnose-170.html



                                 
 
                                                  Lancome La Vie Est Belle L' Absolu

to, według Lancome, kwintesencja piękna życia zamknięta w szklanym flakoniku.
Kupiłam je totalnie impulsywnie, są wynikiem nieplanowanych, zapachowych testów w perfumerii. Jeden "psik" na nadgarstek spowodował wszechogarniającą smugę zapachu, utrzymującą się w takiej intensywności przez kilka godzin. A, że zapach był ładny... No cóż... musiałam je mieć ;)
Zapach La Vie... jest bardzo złożony, trudno wyodrębnić poszczególne nuty, tworzą spójną całość, jednak na pewno silnie odczuwalnym jest aromat gruszki, czarnej porzeczki i (niezbyt częsta w perfumach) woń irysa. Nuty drzewne nadają  La Vie... głębi i "ciężkości".
To naprawdę głęboki, wytrawno - słodki zapach, nie dla każdego.
Spotkałam się z porównaniami aromatu La Vie... do woni Flowerbomb Viktor & Rolfa.
Myślę, że mają wiele wspólnego, pewną nutkę herbaty Earl Grey, La Vie... jest jednak, na mojej skórze, znacznie intensywniejsze.
Intensywność - zabójcza ;), zaś trwałość...gorzej. Na mojej skórze jest specyficzny: wybucha swoją mocą, trwa w niej jakieś 3, 4 h i ... gaśnie prawie do zera.

Jeśli chcecie poznać piramidę nut zapachu, zerknijcie:http://www.fragrantica.com/perfume/Lancome/La-Vie-Est-Belle-L-Absolu-25727.html



                                                             Calvin Klein Euphoria edp

 to zapach specyficzny, zdecydowanie oryginalny.
Jego unikalność polega na spójnym połączeniu słodkiego aromatu owocu granatu z zapachem kwiatów (między innymi orchidei, lotosu) i ożywczej, zielonej nuty.
Dobrze wyczuwalne są też akordy drzewne, jednak nie nadają one kompozycji ciężkości a raczej... wrażenia pewnej egzotyki.
Euphoria to dobra kompozycja - słodycz  jest w niej pomysłowo przełamana, dzięki czemu zapach genialnie łączy słodycz i świeżość.
Momentami wyczuwam w niej również metaliczne nutki, dlatego uważam, że barwa flakonu - srebro świetnie koresponduje z różowym odcieniem perfum.
To ulubiony zapach mojego narzeczonego :)

Piramidę zapachu poznacie tutaj:http://www.fragrantica.com/perfume/Calvin-Klein/Euphoria-253.html

I jak, podobają się Wam moje perfumeryjne perełki? :) 

Jakie są Wasze ulubione zapachy?

 













 

wtorek, 21 kwietnia 2015

Olej olejowi równy? Moc (nie) zwykłej pielęgnacji

Cześć Dziewczyny!

Chcę przybliżyć Wam ciekawy sposób pielęgnacji cery, mianowicie wcieranie w nią olejku. Pewnie te z Was, które mają skórę z tendencją do przetłuszczania pomyślą, że to nie dla nich, że dodatkowa porcja...tłustej substancji zaostrzy problemy z zaskórnikami, nadmiernym połyskiem cery, czy innymi niedoskonałościami, jednak (dzięki swoim testom) wiem, że może być inaczej. Nawet więcej, dobrze dobrany dla swoich potrzeb olejek potrafi wyciszyć problemy "humorzastej" skóry.

Przy wyborze każdego kosmetyku, także olejku, ważne jest dokładne zapoznanie się z jego składem. Niestety, niektóre produkty (dotyczy to "kolorówki" i pielęgnacji) bazują na substancjach, które łatwo uczulają, czy zanieczyszczają problematyczną, wrażliwą skórę - jeśli są wysoko w składzie a wiemy, że nasz organizm niekoniecznie dobrze je toleruje - najlepiej zrezygnować z zakupu, to oczywiste.

W czym tkwi haczyk? Nie wszystko to, co uczula większość osób, w podobnie negatywny sposób wpłynie na Ciebie i odwrotnie (skąd ja to znam ;) wiele dziewczyn może chwalić dany kosmetyk, pisać/mówić o jego zbawiennym składzie - niestety nie dane Ci będzie doświadczyć osobiście tych zasłyszanych wspaniałości. Dlatego tak ważne jest czytanie tych, czasem brzmiących bardzo obco, składów i obserwowanie reakcji swojego organizmu na dane składniki.

Oczywiście są pewne substancje, które potrafią zasiać małe spustoszenie bardziej niż inne, są potencjalnie komedogenne. O specyfice takich składników opowiem więcej w innym poście, dziś skupmy się na dwóch bardzo popularnych i polecanych olejkach do twarzy -  

Bio-Oil oraz Magic Rose.

Z Bio-Oil zetknęłyście się na pewno, jeśli nie osobiście, to przez wszechobecne reklamy:


Barwa, zapach

Olejek mieści się w plastikowym pojemniczku, przezroczystym - lekki pomarańcz to efekt barwy samego produktu - co ciekawe: na ciele wydaje się on być bezbarwny. Zapach kosmetyku jest specyficzny, bardzo wyczuwalny, kwiatowy, przyjemny.


Konsystencja

jest typowa dla olejów, dość rzadka, widać na zdjęciu, jak produkt łatwo spływa z dłoni






Opakowanie - okazuje się, że ważne

Oto, co mamy pod zakrętką - średniej wielkości dziurkę, przez którą, niestety, łatwo wylać zbyt dużo produktu. Utrudnia to odpowiednie dozowanie Bio-Oil








Działanie, czyli najważniejsza cecha:


Obietnice producenta:

Bio-Oil ma oferowane przez producenta szerokie spektrum działania:

  • dobroczynny wpływ na blizny, 
  • rozstępy, 
  • brak równomiernego koloru skóry,
  •  brak nawilżenia
  • problemy związane ze starzeniem. 


Oglądałam też reklamę, w której jest polecany jako produkt dla kobiet w ciąży, mający zapobiegać powstawaniom rozstępów.

Mojej mamie zaś poleciła go ostatnio kosmetyczka mówiąc, że wspaniale odżywia skórę po zabiegach pielęgnacyjnych.

Jak jest w rzeczywistości?

Ideał? Niestety, nie udało mi się stosować go według wskazań na opakowaniu (2 razy dziennie) dłużej niż 3 dni. To niemożliwe, chociaż chciałam bardzo, bo walczę z drobnymi bliznami po trądziku, zależało mi też na prewencyjnym działaniu anti-age. Olejek okazał się niemożliwy w stosowaniu, bo... w ogóle się nie wchłaniał! Twarz po aplikacji była bardzo tłusta, dlatego używałam go przez dni, w których nie musiałam nigdzie wychodzić, potem po prostu przestałam. Na noc, według mnie, nie jest dobry, bo tak bardzo tłuści twarz, że... wpływa to na wszystko w okół - włosy, pościel... Nie mam pojęcia, jak można stosować go regularnie, pod makijaż nie nadaje się absolutnie, solo wyglądamy jak...po posmarowaniu zwykłą, kuchenną oliwą.  

Skład olejku:

 http://www.doz.pl/apteka/p62800-Bio-Oil_olejek_na_rozstepy_blizny__60_ml

zwróćcie uwagę na pierwszą w składzie (czyli występującą w największym stężeniu) substancję: to parafina (olej mineralny) - emolient, który ma za zadanie natłuścić skórę, dzięki stworzeniu na niej tzw. filmu, warstwy, która zapobiegnie utracie wody. Chodź działa powierzchniowo, nie jest polecana dla osób  ze skórą tłustą, mieszaną, podatną na niedoskonałości, bo... prawdopodobieństwo powstania zaskórników znacznie wzrośnie. Mimo wszystko zaznaczę, że każda z nas inaczej toleruje różne składniki.

Nie zaobserwowałam pogorszenia, ani poprawy stanu cery ze względu na zbyt krótki czas testów, nie poleciłabym jednak tego kosmetyku nikomu, kto miałby stosować go na twarz -  użytkowanie, moim zdaniem, jest niemożliwe.

Magic Rose firmy evree to stosunkowo nowy kosmetyk na półkach drogerii, wygląda tak:

  
Opakowanie, barwa, zapach

dość ciężka buteleczka z grubego, bezbarwnego szkła, olejek na skórze (podobnie jak jego poprzednik) wygląda na bezbarwny. Olejek pachnie różami, zapach jest dość intensywny, jednak z czasem ulatnia się ze skóry.







podoba mi się to, że kosmetyk posiada aplikator w formie poręcznej pipety, dzięki czemu dozujemy dokładnie tyle olejku, ile w danej chwili potrzebujemy















Niestety, na szklanej buteleczce nie umieszczono informacji o składzie, czy nawet propozycji zastosowania kosmetyku, obietnic producenta. Wszystkie informacje dotyczące produktu warto doczytać z opakowania kartonowego, a jest ich naprawdę sporo. Niestety pozbyłam się już swojego, bo olejek kupiłam dosyć dawno, warto jednak na nie zerknąć, oprócz składników kosmetyku, jego działania, znajdziemy też rysunek uczący prostego masażu twarzy.

Działanie:

Zdaniem producenta...

Magic Rose olejek dedykowany przede wszystkim skórze mieszanej, w założeniu producentów ma, między innymi:

  • redukować przebarwienia, 
  • regulować produkcję sebum 
  • wspomagać produkcję kolagenu
Producent daje też ciekawe pomysły na wykorzystanie olejku - nie tylko jako odżywcze serum do twarzy, dekoltu, ale jako:

  • wstęp do oczyszczania skóry (na zwilżoną twarz nakładamy kosmetyk, robimy krótki/dłuższy masaż twarzy, zmywamy olej, następnie myjemy twarz z użyciem  ulubionego środka). To świetny, łagodny, zarazem skuteczny sposób na dokładne pozbycie się zanieczyszczeń przy jednoczesnej pielęgnacji naszej twarzy już na etapie oczyszczania.
  • dodatek do innego środka pielęgnacyjnego: olejek wówczas zwielokrotnia odżywienie skóry. W dniu, gdy skóra jest wyjątkowo przesuszona, wystarczy zmieszać go na dłoni z innym kosmetykiem - efekt: stary, lecz nowy specyfik pielęgnacyjny :)
  •  olejek do włosów. Niektórzy olejują także skórę głowy (sama tego próbowałam), jednak olejek w najoczywistszy sposób spisuje się na przesuszonych końcówkach włosów, świetnie je natłuszcza 
Jak jest w rzeczywistości?

Stosowałam kosmetyk do:

  1. Wieloetapowego oczyszczania twarzy
  2. Jako serum 
W jednej i drugiej roli sprawdza się świetnie.
Olejem dobrze zmywa się sylikony - substancję, którą ma w składzie np. wiele podkładów, czy kremów BB, którą jednak nie tak łatwo jest zmyć ze skóry.  Taki sposób demakijażu jest więc bardzo skuteczny (w punktach wyżej dokładniej piszę, jak w ten sposób zrobić demakijaż). 
Jako serum na dzień lub/i na noc Magic Rose sprawdza się równie dobrze. Ostatnio w pielęgnacji cery stawiam raczej na minimalizm, dlatego najczęściej stosowałam olejek solo, nie dokładałam już warstwy kremu. Mimo rezygnacji z kremów nawilżających nie zauważyłam wysuszenia skóry, przeciwnie - 
cera wydaje się być odżywiona, w dobrej kondycji. Zauważyłam dobroczynne działanie olejku na problemy z pojawiającymi się cyklicznie wypryskami - są nieco rzadziej. Problem z zaskórnikami jest trudny, nie wierzę, żeby jakikolwiek olej go rozwiązał, jednak doceniam lekkie "uspokojenie" skóry, jej dobre odżywienie. 

Największą zaletą olejku jest jego dobra wchłanialność. Wchłania się niemal do matu, lekka pozostałość nie odbiega od efektu, jaki daje na skórze b. nawilżający krem. Świetna absorbcja oleju przez skórę pozwala na użytkowanie go rano - nadaje się jako baza pod makijaż.

Skład:   

http://wizaz.pl/kosmetyki/produkt.php?produkt=71532

Jest bardzo bogaty, zawiera witaminy : C, A, z grupy B, kwasy owocowe, dlatego wierzę, że olejek może mieć realny wpływ na stan skóry.

Gdzie kupić?

Bio-Oil kupicie w większości aptek i drogerii, teraz jest na niego promocja w Naturze, kosztuje 26,99 zł.

Magic Rose widuję głównie w drogeriach, w Naturze cena promocyjna to 22,49 zł.

Mam nadzieję, że post będzie dla Was przydatny w podjęciu decyzji - "olejek... czy warto?".

Do zobaczenia! :)


wtorek, 14 kwietnia 2015

(Prawie) jak druga skóra - Match Perfection Rimmel


Cześć Dziewczyny!

Podkłady firmy Rimmel stosuję od kilkunastu lat (oczywiście z przerwami na ciekawskie testowanie innych kosmetyków ;), Match Perfection kupiłam zachęcona estetycznym prezentowaniem się podkładu na twarzy koleżanki o podobnym typie cery do mojego.

Obietnice producenta:
  • idealne dopasowanie do odcienia naszej cery (dzięki technologii Smart - Tone)
  • doskonały wygląd fluidu na twarzy w każdym świetle
  • efekt rozświetlenia przy pomocy drobinek szafiru 
 link do strony Rimmel London, gdzie znajdziecie zdjęcia z kampanii reklamowej produktu:  http://pl.rimmellondon.com/produkty/face/podk%C5%82ad-match-perfection

Mam dwie buteleczki produktów, w różnych odcieniach: mój to odcień 200 - Soft Beige, oraz dużo ciemniejszy kolor używany przez moją mamę -302 - Golden Honey






Podkłady na ręce prezentują się tak:



Widać dużą różnicę kolorystyczną w odcieniach 200 i 302, według mnie kilka tonów. Widać też inną tonację kolorów - 200 ma odcień raczej neutralny, beżowy, 302 jest na mojej skórze nasyconą pomarańczą, niedaleko mu do koloru cegły ;)








Wydaje się, że dwa tak odmienne w nasyceniu i tonacji kolory absolutnie nie dopasują się w podobnym stopniu do mojej skóry, jednak po rozsmarowaniu na dłoni ta wielka początkowo różnica - w jakimś stopniu zaciera się. Dół dłoni jest wprawdzie widocznie ciemniejszy, nabrał bardzo ciepłej, brzoskwiniowej tonacji, różnica nie jest jednak aż tak wielka, jak na zdjęciu po lewej - świetny dowód na to, że formuła fluidu rzeczywiście w dużym stopniu dopasowuje się do odcienia skóry użytkowniczki. Tonacja brzoskwiniowa nie pasuje jednak do mojego chłodnego typu urody, nawet, jak jestem bardzo opalona, lepiej wyglądam w kolorach nasyconej kawy z mlekiem, nigdy ciemnej pomarańczy.

Zalety podkładu:

  • konsystencja średniej gęstości, łatwo rozprowadzić produkt, nie zasycha zbyt szybko na skórze (ułatwia ewentualne poprawki w równomiernej aplikacji), nie ma tendencji do "smużenia"
  • bardzo dobrze współpracuje z różnymi kremami/serami: próbowałam nakładać na krem matujący, siarkowy z Barwy, kwas hialuronowy Eveline, lekki krem brzozowy z Sylveco, serum z witaminą C z Avy (często w połączeniu z hialuronem - super duet :) Na żadnym z wymienionych kosmetyków Match Perfection nie "zważył się", z każdym ładnie się "połączył" - wtapiając w skórę
  • lekkie, max. średnie krycie (zależy od ilości zastosowanego kosmetyku), przy tym naturalny efekt "wtopienia" w skórę. Nie jest to idealny efekt nude, widać, że mamy na twarzy fluid, jednak mimo wszystko wygląda bardzo naturalnie, bo nie osadza się na skórze, a zespala z nią. 
  • NIE PODKREŚLA PORÓW - to dla mnie bardzo ważne, nie znoszę tego nieestetycznego efektu. Podkład lekko je kamufluje dzięki delikatnemu efektowi satyny na skórze, lekko odbija światło, co optycznie wygładza strukturę skóry nie jest to zupełny fotoszop, jednak efekt jest naturalny i widoczny
  • nie migruje w drobne załamania mimiczne - nie mam z tym jeszcze problemu, jednak niektóre fluidy po kilku godzinach uwypuklają nawet najdrobniejsze ryski na twarzy, po prostu w nie "wchodzą". Match Perfection  tego nie robi, polecam go więc osobom w różnym wieku, także tym nieco starszym :)
  • nie wzmaga procesu przetłuszczania cery - mam tłusty typ skóry, dodatkowo łatwo ulega "zapychaniu" przez niekorzystne substancje, jednak muszę uważać, żeby jej nie przesuszyć - do tego też ma skłonność (ogólnie wymagający z niej zawodnik ;D) Match Perfection przez kilka godzin zachowuje efekt taki, jaki był po nałożeniu - nawilżonej skóry, subtelnej satyny
  • dość długo utrzymuje się na twarzy - po przypudrowaniu (rzadko to robię, staram się na twarz kłaść jak najmniej substancji, poza tym lubię lekko świetlisty efekt świeżej skóry, nawet za cenę trochę krótszej wytrzymałości podkładu) około 9 h, bez (w nienaruszonym stanie) około 5 h.
  • mojej cery nie "zapycha", a jest na to bardzo wrażliwa
  • łatwy w demakijażu. Nie znoszę podkładów typu Revlon Colorstay - myję twarz kilka razy, nawet z wykorzystaniem olejku, a on wciąż potrafi być ;D z Match Perfection nie ma tego problemu, zmyje go nawet woda z mydłem.

Wady podkładu:

Match Perfection mógłby mieć nieco większą paletę odcieni. Doceniam ideę wprowadzenia bardzo jasnego koloru 010 Light Porcelain, jednak przydałoby się nieco więcej ciemniejszych odcieni w tonacji beżu. Szkoda, że jak w zamierzeniu kolor ma być intensywny, zazwyczaj zbliża się wtedy w odcienie ceglaste.


Werdykt

To rzeczywiście dobry jakościowo kosmetyk. Obok Healthy Mix Serum, starszej wersji Skin Balance z Pierre Rene i okazjonalnie Mineral Silk&Lift Ingrid Cosmetics to mój ulubiony podkład. W kwestii dobrego fluidu jestem wybredna, zależy mi przede wszystkim na:  gładkości skóry, optycznym zminimalizowaniu niewielkich porów w okolicy nosa, niewysuszaniu cery, jednocześnie przy mojej dość tłustej, skłonnej do trądziku cerze niedopuszczalna jest zbyt ciężka formuła, która pogłębi problemy.

Gdzie taniej? 

 Do jutra (15.04) jest przeceniony w Drogerii Natura, kosztuje 29,99 zł.

Dziękuję za przeczytanie, mam nadzieję, że post okazał się pomocny. :)
W kolejnych postaram się zaprezentować inne ciekawe kosmetyki w rozsądnych cenach.

Do zobaczenia :)

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Lash Sensational - nowa "gwiazda" Maybelline?

Lash Sensational to tusz do rzęs, który jest na rynku od niedawna, skusiłam się na niego po przeczytaniu bardzo dobrych opinii na Wizażu - produkt zajmuje obecnie drugie miejsce w kategorii tuszy do rzęs, można więc zakładać, że dla wielu z Was okaże się tuszowym ideałem.

Gdzie taniej?

Na tusz jest obecnie promocja w Drogerii Natura - kosztuje 26,99. Obniżka potrwa do 15.04.

Co obiecuje producent?

  • szczoteczkę o unikalnym kształcie - niczym wachlarz, z różnej długości wypustkami,
  • lekką, niesklejającą rzęs formułę
Dokładne obietnice producenta znajdziecie tutaj: http://www.maybelline.pl/Produkty-do-makijazu/makijaz-oczu/maskary/Lash-Sensational.aspx 

Za najważniejszy atut przedstawia się: efekt rozłożenia każdej, nawet najmniejszej rzęsy w kształt przysłowiowego wachlarzu, dokładne rozdzielenie pojedynczych włosków, nietworzenie się "grudek", intensywną czerń.

Tusz prezentuje się tak:


Estetyczne opakowanie w perłowym odcieniu różu, czarna stylistyka napisów,kwestia gustu, moim zdaniem prezentuje się ładnie.
 Kształt opakowania typowy dla marki Maybelline, przypomina nieco inny, popularny tusz tej firmy: Colossal Volum Express.

Szczoteczka nie jest, według mnie, specjalnie innowacyjna, ot, jedna z wielu tych "szczupłych"



Czego oczekuję od tuszu do rzęs?

Mam gęste, średniej grubości i długości, sztywne rzęsy - trudno je podkręcić, spektakularnie wydłużyć, a tego oczekuję. Ważne: skoro płacimy niemałe pieniądze za maskarę - powinna utrzymać świeżość formuły minimum przez miesiąc. Oczywiście idealny tusz (przy właściwej aplikacji) nie sklei rzęs, nie stworzy grudek. Powinien także, według mnie, być łatwy w demakijażu.

Zalety produktu:
  1. nie skleja rzęs (spełniona obietnica producenta)
  2. nie tworzy grudek (kolejna ze spełnionych obietnic)
  3. nie osypuje się, nawet w fazie dużego "przyschnięcia"
  4. łatwo się zmywa: próbowałam płynem do demakijażu oczu, nawet zwykłym mydłem - nie ma żadnego problemu, co jest według mnie ogromnym atutem
  5. neutralny, prawie niewyczuwalny zapach typowy dla tego rodzaju kosmetyków. Przeszkadzać nie powinien :)
Wady produktu:

  1. nie zauważyłam efektu "wachlarza", pokrycie najkrótszych rzęs, zwłaszcza w zewnętrznym kąciku oka jest tak samo problematyczne, jak przy większości innych tuszy
  2. wydłużenie i podkręcenie włosków jest bardzo przeciętne, liczyłam na bardziej spektakularny efekt "otwarcia" oka, wywinięcia włosków w okolice brwi
  3. czerń jest.... standardowo nasycona, nie zauważyłam na rzęsach odcienia pogłębienia czerni. Dla mnie  nie jest to duża wada, jednak zdecydowałam umieścić powyższą cechę produktu w tym miejscu, ponieważ producent wyraźnie obiecuje intensywną czerń.                                       
Werdykt:

maskara jest przeciętna.
 
 Do 2 tygodni po zakupie pozwalała na  uzyskanie dość szybkiego efektu raczej długich, lekko podniesionych rzęs. Ale... właśnie: zwróćcie uwagę. Efekt jest tylko "dość" szybki, a rzęsy jedynie "raczej" wydłużone, ich podkręcenie jest tylko "lekkie" co świadczy o nijakości produktu.
 Poza tym, co ważne, po upływie około 2 tygodni było już tylko gorzej, obecnie -
po 1,5 miesiąca użytkowania tusz nie spełnia swoich funkcji prawie w ogóle, zaznacza włoski jedynie przez pokrycie lekką warstwą wysychającego już produktu

Witajcie!

Mam na imię Anita, moją (kosztowną) pasją są kosmetyki.

W gąszczu reklam...